Kot Schrödingera

Andrzej Stembarth Sawicki



Kot Schrödingera

Coś, co z pewną dozą dobrej woli można uznać za wstęp, jeśli ktoś uważa, że jakikolwiek wstęp może się przydać zbiorkowi trójwersów.

Czy godzi się porównywać Kota Schrödingera – może najsławniejszego w dziejach kociego rodu – z pudlem Schopenhauera? Oczywiście, że nie: pierwszy stał się mieszkańcem kultury masowej, sam w sobie bohaterem literackim, gdy drugi pozostał na zawsze w rekwizytorni anegdot o wielkim filozofie. Umieszczam zatem kota Schrödingera w zbiorze moich ulubionych postaci literackich, takich jak Kubuś Puchatek, pan Ropuch z Ropuszego Dworu, czy panna Alicja, która przez przypadek znalazła się w osobliwym świecie. Ani Alicji Która Przebywała w Krainie Czarów, ani Kota Który Przebywał w Konceptualnym Pudełku – nie trzeba przedstawiać. W moim odczuciu te dwie postaci są wyraźne, charakterystyczne i oczywiste, a w dodatku łączy je niepospolite pochodzenie: stwórcą świata panny Alicji był Charles Dodgson, znany matematyk zajmujący się logiką i kryptologią. Kot, który nigdy nie przybrał postaci materialnej a swoje hipotetyczne życie, zakończone (być może) hipotetyczną śmiercią, spędził w kartonowym, zamkniętym pudełku, wymyślonym przez Erwina Schrödingera, zrodził się w głowie tegoż sławnego fizyka. Zarówno Panna Alicja, jak bezimienny Kot mają quasi boskie pochodzenie: zrodzili się z głowy Stwórcy – jak Atena z głowy Zeusa – i rozpoczęli długą wędrówkę wśród ludzkich umysłów, stopniowo obrastając sławą niby kadłuby okrętów, które w czasie rejsu pokrywają się glonami i małżami.

Kot Schrödingera Kot Schrödingera

Ale nie tylko sposób pojawienia się na świecie, lecz również trwająca przez wiele dziesiątków lat kariera tych dwu osobistości jest – być może – szczególnie powiązana. Niestety nie ma bezspornych dowodów na to, że znajomy Alicji – Kot z Cheshire – to ten sam kot, którego Erwin Schrödinger w roku 1935 umieścił w swym sławnym i nader inspirującym pudełku. Wobec braku niezbitych dowodów w kwestii tożsamości kota Schrödingera, musimy kontentować się silnymi poszlakami, podkreślając wybitnie kwantowy sposób zachowania się kota z Cheshire: to znika on, to się pojawia w całości lub w częściach – na przykład jako sama głowa; posiada również zdolność manifestowania wybranego aspektu swojej osoby, z pominięciem całej reszty – na przykład uśmiechu. Przyznają Państwo, że tego rodzaju właściwości są nie do przyjęcia w ramach klasycznej fizyki newtonowskiej. Dlatego też przypuszczamy, a nawet ośmielamy się sugerować, że ten byt należy do świata fizyki kwantowej, co nasze podejrzenia kieruje ku profesorowi Erwinowi Schrödingerowi, który w pasji argumentowania – nie oceniajmy tego faktu – dopuścił się uwięzienia sędziwego kota w mentalnym pudełku. Sędziwego – podkreślam – dojrzałego i cieszącego się powszechną sympatią społeczeństw mówiących różnymi językami. Nie jakieś tam ledwo napoczęte kocie istnienie. Z bezwzględnością właściwą naukowym umysłom, nie zważając na fakt, że kot który ukazał się publiczności po raz pierwszy w roku 1865, wcześniej przez pewien czas musiał dojrzewać w głowie swego Sprawcy, a zatem w roku 1935 liczy sobie dobrze ponad 70 lat, Erwin Schrödinger skazał go na następne dziesięciolecia – co mówię! – stulecia, tysiąclecia, wieczność (?!) niepewnego i niesprawdzalnego trwania. Dziś jeszcze, otwierając jakiekolwiek metafizyczne pudełko nie mamy pewności czy zastaniemy tam wynędzniałego starca: Kota Dodgsona-Schrödingera, czy też stosik pyłu bitowego, z którego to stworzenie ongiś powstało.
Nie tylko męczeństwo Kota Schrödingera, nie tylko jego pochodzenie i sława, nie tylko zasługi jakie położył w dziele rozumienia mechaniki kwantowej, nie tylko dramatyzm jego niejasnej sytuacji egzystencjalnej i wiek sędziwy – o ile go dożył – budzą moją fascynację i podziw. Nie. I nie o podziw tu nawet chodzi, lecz o wszechogarniające współczucie. Bo przecież my wszyscy trwamy pomiędzy kartonowymi ścianami naszego życia w nieustannym lęku, że kościsty palec Przeznaczenia wygarnie nas stamtąd ku straszliwej, bezgranicznej wolności śmierci.
Tak więc, gdy moimi, jakże skromnymi środkami wznoszę pomnik Kotu Schrödingera, ad memoriam całej ludzkości, proszę nie posądzać mnie o megalomanię: przecież największe piramidy powstały z malutkich atomów, z ich wielkiej ilości. Niechaj więc moje 50 trójwersów znajdzie się w liczbie atomów, z których powstały wielkie monumenty. I jeszcze, dla wygody Łaskawego Czytelnika, uwaga techniczna: jeśli sprawy lub osoby, do jakich odwołałem się powyżej nie są znane Czytelnikowi, wystarczy wpisać dane nazwisko do przeglądarki internetowej, kliknąć i dłużej lub krócej poczekać aż wszystko się wyjaśni. Jeśli tak się nie stanie zalecam następującą modlitwę:

Google’u święty, który oświecasz siano i słomę naszą
uczyń byśmy zawsze rozumieli, lub pragnęli zrozumieć,
co inni do nas mówią.
Amen.


Jeśli to nie poskutkuje, trudno – widać taki los.

Andrzej Stembarth Sawicki

Zrealizowano dzięki pomocy stypendialnej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.